Przejdź do głównej zawartości

Nie pisac i nie pisać

 odezwał się głos rogu, na który odpowiedziano z orszaku księcia. Konni zje- chali szybko, o ile na to pozwalał głęboki piasek. Zbliżywszy się jeden z nich zawołał:

-  Czy jest następca tronu?...

-  Jest, i zdrów - odpowiedział Ramzes.

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

 Zsiedli z koni i upadli na twarze.

-  O erpatre! - mówił dowódca przybyłych. - Wojsko twoje rozdziera szaty i prochem posy- puje głowy myśląc, żeś zginął... Cała kawaleria rozbiegła się po pustyni, ażeby znaleźć twoje ślady, i dopiero nam, niegodnym, pozwolili bogowie, że witamy cię pierwsi...

Książę mianował go setnikiem i rozkazał, aby nazajutrz przedstawił do nagrody swoich podwładnych.

 

 

*  Polarną

** Opis autentyczny


ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

W pół godziny później ukazały się gęste ognie armii egipskiej, a niebawem orszak księcia znalazł się w obozie. Ze wszystkich stron odezwały się trąbki na alarm, żołnierze chwycili broń i krzycząc stawali w szeregach. Oficerowie padali księciu do nóg i jak wczoraj po zwy- cięstwie, podniósłszy go na rękach, zaczęli obchodzić z nim oddziały. Ściany wąwozu drżały od okrzyków: „Żyj wiecznie, zwycięzco!... Bogowie opiekują się tobą!..”

Otoczony pochodniami zbliżył się święty Mentezufis. Następca zobaczywszy go wydarł się z rąk oficerów i pobiegł naprzeciw kapłana.

-  Wiesz, ojcze święty - zawołał Ramzes - schwytaliśmy libijskiego wodza Tehennę!...

-   Marna zdobycz - odparł surowo kapłan - dla której naczelny wódz nie powinien był rzu- cać armii. Szczególniej wówczas, gdy lada chwilę nowy nieprzyjaciel może nadciągnąć.

Książę odczuł całą sprawiedliwość zarzutu, lecz właśnie dlatego zerwał się w nim gniew.

Zacisnął pięści, zabłyszczały mu oczy...

-  Na imię matki twej, milcz, panie! - szepnął stojący za nim Pentuer

Następcę tak zdziwiło nieoczekiwane odezwanie się jego doradcy, że w jednej chwili ochłonął, a ochłonąwszy zrozumiał, że najwłaściwiej będzie przyznać się do błędu.

-  Prawdę mówisz, wasza dostojność - odparł. - Ani armia wodza, ani wódz armii nigdy nie powinien opuszczać. Sądziłem jednak, że zastąpisz mnie ty, święty mężu, który tu jesteś przedstawicielem ministra wojny...

Spokojna odpowiedź ułagodziła Mentezufisa, więc kapłan już nie przypomniał księciu ze- szłorocznych manewrów, na których namiestnik tak samo opuścił wojska i - wpadł w niełaskę u faraona.

Wtem z wielkim krzykiem zbliżył się do nich Patrokles. Grecki wódz znowu był pijany i z daleka wołał do księcia:

-   Patrz, następco, co zrobił święty Mentezufis... Ty ogłosiłeś przebaczenie dla wszystkich żołnierzy libijskich, którzy opuszczą najezdników i wrócą do armii jego świątobliwości... Do mnie ci ludzie zbiegli się i ja dzięki temu rozbiłem lewe skrzydło nieprzyjacielskie... Tymcza- sem dostojny Mentezufis kazał wszystkich wymordować... Zginęło blisko tysiąc jeńców, sa- mych naszych eks-żołnierzy, którzy mieli otrzymać łaskę!...

Księciu znowu krew uderzyła do głowy, ale wciąż stojący za nim Pentuer szepnął:

-  Milcz, przez bogi, milcz!...

Lecz Patrokles nie miał doradcy, więc krzyczał dalej:

-  Od tej chwili raz na zawsze straciliśmy zaufanie u obcych, no - i u swoich... Bo w końcu i nasza armia musi rozprzęgnąć się, gdy pozna, że na jej czoło wdzierają się zdrajcy...

-   Nędzny najmito - odparł zimno Mentezufis - także to śmiesz odzywać się o wojsku i za- ufanych jego świątobliwości?... Jak świat światem, nie słyszano jeszcze podobnego bluźnier- stwa!... I lękam się, czy bogowie nie pomszczą wyrządzonej sobie zniewagi...

Patrokles grubo roześmiał się.

-   Dopóki śpię między Grekami, nie lękam się zemsty nocnych bogów... A gdy czuwam, nic mi nie zrobią dzienni...

-   Idź spać, idź... między twoich Greków, pijanico - rzekł Mentezufis - aby z twej winy na nasze głowy grom nie spadł...

-   Na twój, dusigroszu, ogolony łeb nie spadnie, bo będzie myślał, że to co innego!... - od- parł nieprzytomny Grek. Lecz widząc, że książę nie daje mu poparcia, cofnął się do swego obozu.

-   Czy naprawdę - spytał Ramzes kapłana - czy naprawdę kazałeś, święty mężu, pobić jeń- ców wbrew mojej obietnicy, że otrzymają łaskę?...


-   Wasza dostojność nie byłeś w obozie - odparł Mentezufis - więc na ciebie nie spada od- powiedzialność za ten czyn. Ja zaś pilnuję się naszych praw wojennych, które nakazują tępić zdradzieckich żołnierzy. Żołnierze, którzy poprzednio służyli jego świątobliwości, a następnie połączyli się z nieprzyjaciółmi, mają być natychmiast zabijani - oto ustawa.

-  A gdybym ja był tutaj?...

-  Jako naczelny wódz i syn faraona, możesz zawieszać wykonywanie pewnych ustaw, któ- rych ja muszę słuchać - odparł Mentezufis.

-  Nie mógłżeś więc zaczekać do mego powrotu?

-  Ustawa każe zabijać n a t y c h m i a s t, więc spełniłem jej wymagania.

Książę był tak oszołomiony, że przerwał dalszą rozmowę i udał się do swego namiotu.

Tam dopiero upadłszy na fotel rzekł do Tutmozisa:

-   Ależ ja już dziś jestem niewolnikiem kapłanów!... Oni mordują jeńców, oni grożą moim oficerom, oni nawet nie szanują moich zobowiązań... Nic żeście nie mówili Mentezufisowi, kiedy kazał zabijać tych nieszczęsnych?...

-  Zasłaniał się prawem wojennym i nowymi rozkazami Herhora...

-  Ależ właściwie ja tu jestem wodzem, choć wyjechałem na pół dnia.

-   Wyraźnie zdałeś dowództwo w ręce moje i Patroklesa - odparł Tutmozis. - Gdy zaś nad- jechał święty Mentezufis, musieliśmy mu ustąpić, gdyż jest wyższy od nas...

Książę pomyślał, że jednak schwytanie Tehenny było okupione zbyt wielkimi nieszczę- ściami. Jednocześnie z całą siłą odczuł doniosłość przepisu, który nie pozwala wodzowi opuszczać wojska. Musiał w sobie przyznać, że nie ma słuszności, ale to jeszcze bardziej drażniło jego dumę i napełniało nienawiścią do kapłanów.

„Otóż - mówił - jestem w niewoli pierwej nawet, nim zdążyłem zostać faraonem (oby mój świątobliwy ojciec żył wiecznie!). Więc już dzisiaj muszę zacząć wydobywać się z niej, a przede wszystkim - milczeć... Pentuer ma słuszność: milczeć, zawsze milczeć, a gniewy swoje jak drogocenne klejnoty składać w skarbcu pamięci. Dopiero, gdy zbierze się... O pro- rocy, wy mi wówczas zapłacicie!..”

Nie pytasz, wasza dostojność, o rezultat bitwy? - spytał Tutmozis.

-  Aha, właśnie... Cóż jest?

-  Przeszło dwa tysiące jeńców, więcej niż trzy tysiące zabitych, a ledwie kilkuset uciekło.

-  Jakaż więc była armia libijska? - rzekł ździwiony książę.

-  Sześć do siedmiu tysięcy ludzi.

-  To być nie może... Czy podobna, aby w takiej potyczce zginęło prawie całe wojsko?...

-   A przecież tak jest, to była straszna bitwa - odparł Tutmozis. - Otoczyłeś ich ze wszech stron, resztę zrobili żołnierze, no... i dostojny Mentezufis... O takiej klęsce nieprzyjaciół Egiptu nie mówią nagrobki najsławniejszych faraonów.

-   Idź już spać, Tutmozisie, jestem zmęczony - przerwał książę czując, że pycha zaczyna mu bić do głowy.

„Więc to ja odniosłem takie zwycięstwo?... Niepodobna!...” - pomyślał. Rzucił się na skóry, ale pomimo śmiertelnego znużenia zasnąć nie mógł.

Dopiero czternaście godzin upłynęło od chwili, gdy wydał hasło rozpoczęcia bitwy... Do- piero czternaście godzin?... Niepodobna!...

On wygrał taką bitwę?... Ależ on nawet nie widział bitwy, tylko żółty, gęsty tuman, skąd potokami wylewały się nieludzkie wrzaski. Oto i teraz widzi ów tuman, słyszy wrzawę, czuje spiekotę, a przecie żadnej bitwy nie ma...

Potem zobaczył niezmierną pustynię, wśród której z bolesnym trudem posuwał się po pia- sku. On i jego ludzie mieli najlepsze konie z całej armii, a pomimo to pełzali jak żółwie... A co za spiekota!... Niepodobna, ażeby człowiek mógł wytrzymać taki żar...


A oto zrywa się Tyfon, zasłania świat, pali, gryzie, dusi... Z figury Pentuera sypią się blade iskry... Nad ich głowami rozlegają się grzmoty, zjawisko, którego nie widział jeszcze nigdy... Potem cicha noc w pustyni...Pędzący gryf, ciemna sylwetka sfinksa na wapiennym wzgórzu...

„Tylem widział, tylem przeżył - myśli Ramzes - byłem przy budowaniu naszych świątyń, a nawet przy urodzinach wielkiego sfinksa, który już nie ma wieku, i... to wszystko miałoby zdarzyć się w ciągu czternastu godzin?...”

Jeszcze ostatnia myśl błysnęła księciu: „Człowiek, który tyle przeżył, nie może długo żyć...”

Przebiegło go zimno od stóp do głów i - zasnął.

Nazajutrz ocknął się w parę godzin po wschodzie słońca. Kłuły go oczy, bolały wszystkie kości, trochę kaszlał, ale umysł miał jasny i serce pełne odwagi.

We drzwiach namiotu stanął Tutmozis.

-  Cóż?... - spytał książę.

-   Szpiegowie od granicy libijskiej przynoszą dziwne wieści - odparł ulubieniec. - Ku na- szemu wąwozowi zbliża się wielki tłum, ale to nie jest wojsko, lecz bezbronni, kobiety i dzie- ci, a na ich czele Musawasa i najprzedniejsi Libijczycy...

-  Cóż by to znaczyło?

-  Widać chcą prosić o pokój.

-  Po jednej bitwie?... - zdziwił się książę.

-  Ale jakiej!... Przy tym strach mnoży w ich oczach nasze wojska... Czują się słabymi i lę- kają się najazdu i śmierci...

Zobaczymy, czy to nie jest podstęp wojenny!...- odparł książę po namyśle. A jakże nasi?

-  Zdrowi, syci, napojeni, wypoczęci i weseli. Tylko...

-  No?

-  Patrokles umarł w nocy - szepnął Tutmozis.

-  Jakim sposobem?... - zawołał książę zrywając się.

-  Jedni mówią, że zapił się, drudzy... że to kara bogów... Twarz miał siną, a usta pełne pia- ny...

-   Jak tamten niewolnik w Atribis, pamiętasz go?... Nazywał się Bakura i wpadł do sali uczty ze skargami na nomarchę... Rozumie się, że tej samej nocy umarł z pijaństwa!... Co?...

Tutmozis spuścił głowę.

-  Musimy być bardzo ostrożni, panie mój... szepnął.

-  Postaramy się - odparł książę spokojnie. - Nie będę się nawet dziwił śmierci Patroklesa... Bo i co osobliwego może być w tym, że umarł jakiś pijaczyna, który obrażał bogów, ba!... nawet kapłanów...

Ale Tutmozis w tych drwiących słowach odczuł groźbę.

Książę bardzo kochał wiernego jak pies Patroklesa. Mógł zapomnieć wiele własnych krzywd, ale jego śmierci nie przebaczy nigdy.

Przed południem do książęcego obozu nadciągnął z Egiptu świeży pułk tebański, a oprócz tego parę tysięcy ludzi i kilkaset osłów przyniosły wielkie zapasy żywności i namioty. Jedno- cześnie od strony Libii znowu nadbiegli szpiegowie donosząc, że banda ludzi bezbronnych, idących ku wąwozowi, wciąż powiększa się.

Z rozkazu następcy gęste oddziałki jazdy we wszystkich kierunkach zbadały okolicę: czy nie ukrywa się gdzie nieprzyjacielska armia? Nawet kapłani wziąwszy ze sobą małą kapliczkę Amona weszli na szczyt najwyższego wzgórza i odprawili tam nabożeństwo. A wróciwszy do obozu zapewnili następcę, że wprawdzie nadciąga kilkutysięczny tłum bezbronnych Libijczy- ków, ale armii nie ma nigdzie co najmniej w trzymilowym promieniu.

Książę zaczął się śmiać z raportu.

-  Mam dobre oko - rzekł - ale w takiej odległości nie dojrzałbym wojska.


Kapłani naradziwszy się między sobą oświadczyli księciu, że jeżeli obowiąże się nie roz- mawiać z ludźmi niewtajemniczonymi o tym, co zobaczy, przekona się, że można widzieć bardzo daleko.

Ramzes przysiągł. wówczas kapłani ustawili na jednym wzgórzu ołtarz Amona i rozpo- częli modlitwy. A gdy książę umywszy się zdjął sandały i ofiarował bogu złoty łańcuch i ka- dzidło, wprowadzili go do ciasnej skrzyni, zupełnie ciemnej, i kazali patrzeć na ścianę.

Po chwili zaczęły się pobożne śpiewy, w czasie których ukazało się na wewnętrznej ścia- nie skrzyni jasne kółko. Wnet jasna barwa zmętniała; książę zobaczył piaszczystą równinę, wśród niej skały, a przy nich azjatyckie placówki.

Kapłani zaczęli śpiewać żywiej i obraz zmienił się. Było widać inny kawałek pustyni, a w niej tłum ludzi niewiększych od mrówek

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Odpisać i podpoisać

  -      Na te słowa jeden z kapłanów wszedł do kaplicy, zaczął się modlić i niebawem odezwał się stamtąd głos mówiący: -    Ramzesie!... zważone są losy państwa, a zanim druga pełnia nadejdzie, zostaniesz jego władcą... -   Bogowie!... - zawołał przerażony książę - azaliż ojciec mój jest tak chory?... Upadł twarzą na piasek, a jeden z asystujących kapłanów spytał go: czy nie chce jeszcze czego dowiedzieć się. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + Soundtrack Free GOG Game Worlds

Pisać i pisać

  -   mają tego boga? -    Nawet nie wiedzą o nim. Bóg, który zawsze zwraca jedną rękę do gwiazdy Eshmun, jest znany tylko nam i kapłanom chaldejskim. Przy jego zaś pomocy każdy prorok, dniem i nocą, w pogodę i niepogodę, może odkryć swoją drogę na morzu czy w pustyni. Na rozkaz księcia, który z zapaloną pochodnią szedł obok Pentuera, orszak i jeńcy ruszyli za kapłanem w kierunku północno-wschodnim. Bożek zawieszony na sznurku chwiał się, lecz Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + S